z tymi co się znają więckiewicz

Genealogy profile for Grzegorz Więckiewicz Grzegorz Więckiewicz (1954 - 2017) - Genealogy Genealogy for Grzegorz Więckiewicz (1954 - 2017) family tree on Geni, with over 230 million profiles of ancestors and living relatives. Już 8 𝐥𝐢𝐬𝐭𝐨𝐩𝐚𝐝𝐚 𝐰 ś𝐫𝐨𝐝ę 𝐨 𝐠𝐨𝐝𝐳. 11:00 Aga (Agnieszka) Myśliwczyk porozmawia z Jarosław Pałka o polskiej branży IT, w tym o rozwoju w IT… #Więckiewicz, który jest wszędzie. #Musiał, który zaczyna być wszędzie. Już się zniechęciliście? :D A Netflix wyjeżdża ze zwiastunem 1983 i wygląda to bardzo obiecująco! :) #CgD? #CogryzieDenysa? “Chciałbym powiedzieć "miło być znowu u siebie", ale to niestety niemożliwe. Ponieważ szefowa zmiany celników nie zna przepisów - stwierdziła, że poczeka z odprawą, aż w Rydze pojawią się w pracy osoby, które na przepisach się znają (czyt. aż do pracy przyjdzie nowa zmiana).” Przyjmuje się, że jest to około 10% dawki substancji psychodelicznej, która daje pełne spectrum psychoaktywnego działania, czyli mniej więcej 0,1- 0,3 g suszonych grzybów, w częstotliwości 2-5 razy w tygodniu. Jeśli mikrodozuje się LSD zalecaną dawką jest 5–20 mikrogramów substancji. źrodło Freepik. Site De Rencontre Gratuit Au Etats Unis. Robert Więckiewicz to bez wątpienia utalentowany aktor. Na swoim koncie ma wiele świetnych ról, którymi udowodnił, że należy do grona wszechstronnych artystów. Robert Więckiewicz to aktor, który z pewnością nie boi się wyzwań. Zagrał w filmach, które na zawsze zapisały się w historii polskiej kinematografii. Aktor zazwyczaj wciela się w czarne charaktery, członków mafii czy cwaniaczków. W czasie trwania swojej kariery, Robert Więckiewicz zdobył wiele nagród i wyróżnień. Wystąpił nawet u boku Jima Carrey'a w filmie "Prawdziwe zbrodnie". Aktor zyskał również honorowe obywatelstwo miasta Nowa Ruda - miejscu, w którym się urodził. Przedstawiamy Wam najlepsze role tego utalentowanego aktora. TOP 10: Najlepsze role Roberta Więckiewicza1. "Odwróceni" - Jan "Blacha" BlachowskiGłośna produkcja stacji TVN, która miała swoją premierę w 2007 roku. Serial opowiada o próbie rozbicia gangu pruszkowskiego. Wiosną 2019 roku na antenę stacji trafi kontynuacja tego popularnego serialu, którego akcja toczy się kilkanaście lat później, kiedy gangsterzy są już na wolności. 2. "1983" - Anatol JanówHistoria "1983" jest sprawnie opowiedziana, fabuła jest przejrzysta, a zwroty akcji są sprawnie wprowadzone. Polski serial dostępny na platformie Netflix buduje historię, w której przedstawia wizje, w której komunizm nie upadał. 3. "Kler" - Ksiądz Tadeusz Trybus"Kler" to film Wojtka Smarzowskiego, który przedstawia obraz polskiego kościoła katolickiego z perspektywy zakrystii. Film opowiada historie, które są niewygodne i przemilczane. Nikogo nie zdziwi, że film wywołał wiele kontrowersji w naszym kraju. 4. "Ślepnąć od świateł" - JacekJeśli wydaje się Wam, że życie dilera należy do tych najprostszych, bo pieniędzy ma jak lodu, grubo się mylicie. Serial rzuca światło na ciemną stronę życia dilera, ich klientów i konsekwencji, jakie za sobą niosą używki. 5. "Pod mocnym aniołem" - JerzyTego filmu nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu. Kolejny świetny film Wojtka Smarzowskiego, który jest adaptacją książki Jerzego Pilcha. Głównego bohatera, którego gra Więckiewicz, poznajemy wtedy, kiedy ten próbuje zerwać z alkoholowym nałogiem. Obraz jest brutalną prawdą o alkoholizmie. 6. "W ciemności" - Leopold SochaProdukcja w reżyserii Agnieszki Holland, która została nominowana do nagrody Oscara w 2012 roku w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Film opowiada historię żydowskiej rodziny, która podczas wojny ukrywała się w kanałach lwowskich. Rodzinie pomagał Leopold Socha, który postanawia uratować ich za wszelką cenę. 7. "Wałęsa. Człowiek z nadziei" - Lech WałęsaRola Roberta Więckiewicza była szeroko komentowana. Chwalono aktora, że tak wiernie odwzorował postać Lecha Wałęsy. Był nie tylko świetnie ucharakteryzowany, ale także ukazany jako zwykły człowiek, który postanowił sprzeciwić się władzy. Film Andrzeja Wajdy. 8. "Ziarno prawdy" - prokurator Teodor Szacki"Ziarno prawdy" jest ekranizacją powieści Zygmunta Miłoszewskiego, laureata Paszportów. Prokurator Teodor Szacki próbuje rozwiązać morderstwo, do którego doszło w Sandomierzu. Stróże prawa muszą jeszcze stawić czoła rozhisteryzowanym obywatelom. 9. "Vinci" - Robert "Cuma" CumińskiW filmie zobaczymy Roberta Więckiewicza i Borysa Szyca. "Cuma" wychodzi z więzienia i dostaje propozycję zrobienia skoku. Złodzieje mają ukraść obraz Leonarda Da Vinci "Dama z gronostajem". 10. "Lejdis" - Marek DywanikKomedia, w której Więckiewicz wcielił się w narzeczonego jednej z bohaterek. Mężczyzna ją zdradza i oszukuje. Przyjaciółki kobiety wiedzą, co w trawie piszczy i próbują przyłapać Dywanika na gorącym uczynku. Który film z Robertem Więckiewiczem lubicie najbardziej?Zobacz także: >>Oscary 2019: Najwięksi wygrani 91. gali wręczenia nagród<< fot. ONS Robert Więckiewicz, 41 lat, aktor, który w kinie grywa na ogół tego złego: gangstera („Świadek koronny”), złodzieja („Vinci”), zdradzającego żonę cwaniaczka („Ile waży koń trojański?”). Ożenił się grubo po trzydziestce, na studiach aktorskich we Wrocławiu słynął nie wybitnymi interpretacjami, ale romansami i swobodnym trybem życia. Karierę zaczynał na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu. Przełomem w jego życiu zawodowym był jednak dopiero przyjazd do stolicy, a konkretnie rola geja w „Shopping and Fucking” w reżyserii Pawła Łysaka. Dzięki niej dostał propozycję pracy w Teatrze Rozmaitości, gdzie z kolei wypatrzył go Andrzej Saramonowicz. On i Juliusz Machulski są reżyserami, z którymi Więckiewicz najczęściej spotykał się na planie, stąd przylgnęła też do niego łatka aktora od komedii. Szansą na ostatecznie odcięcie się od komediowego i gangsterskiego emploi są dwie dramatyczne produkcje, które właśnie realizuje: „Grom” i „Tajemnica Westerplatte”.Rozmowa odbyła się 11 lutego 2008 roku w Warszawie– To dlaczego „raczej chce się pan ukrywać”? Robert Więckiewicz: Nie ukrywać, mieć spokój. – Może trzeba zmienić zawód, jak się chce mieć spokój? Robert Więckiewicz: A co ma piernik do wiatraka? – Dziś pan ma taki zawód, że publika chce przeżywać nie tylko pańskie role, ale także pańskie życie. Robert Więckiewicz: Publiczność ma szansę obcowania ze mną poprzez ekran i poprzez scenę. – Aktorzy coraz bardziej żyją publicznie własnym życiem, własnymi problemami osobistymi niż swoją grą. Publika ma okołohollywoodzkie nadzieje, że pozna gwiazdy... Robert Więckiewicz: I to jest straszne.– Podboje miłosne czynione na boku? Robert Więckiewicz: To było w zamierzchłej epoce.– Że to wszystko pozna, że jak już jest pan aktorem, to i to im pan da... Robert Więckiewicz: Że jestem ich. Ale ja nie chcę tak. Chcę po prostu sobie chodzić na zakupy na Saskiej Kępie do budek, do mojego warzywniaka, nie chcę zatrudniać osobnej osoby do sprzątania, osobnej do zakupów, osobnej do prowadzenia samochodu. Nie chcę się wpisywać w taki trend plotkarski. Poza tym jestem dosyć nudną osobą. Nie ma we mnie pierwiastka skandalisty.– A wszyscy mówią, że jest pan duszą towarzystwa, czyli nudną duszą towarzystwa? Robert Więckiewicz: Otwieram się w bezpiecznym otoczeniu, nie w gronie dziennikarzy, paparazzich i postronnych osób.– To już wiem, dlaczego nigdy mnie pan nie zaprasza. Robert Więckiewicz: Zapraszam, tylko że u mnie nie można palić, mieszkamy dwa kroki stąd, zobaczyłby pan ogródek...– A sam pan ten ogródek pielęgnuje? Robert Więckiewicz: Jeszcze nie zdążyłem, ponieważ nastała zima, a wcześniej był remont elewacji, roboty budowlane.– Można było chociaż drzewka ogacić na zimę. Robert Więckiewicz: To zrobiłem, ale muszę wyciąć jedną starą gruszę i w ogóle ogródek przeorać. Będzie fajnie, „grylik” będzie. – Czyli jest pan mieszczaninem właściwie? Robert Więckiewicz: Tak, mieszkam w przedwojennej kamienicy i cenię sobie spokój. Mój zawód wymaga ode mnie, że muszę się co jakiś czas na chwilę zamieniać w kogoś innego. Potem znowu muszę stać się sobą i muszę mieć miejsce, gdzie mogę to zrobić. – Po to są potrzebne ogródek i robienie zakupów? Robert Więckiewicz: Po to jest potrzebne życie. Jak już się wstaje rano, to trzeba coś robić. Oczywiście można się położyć z powrotem, ale wtedy też coś się robi. Wstaję, jem śniadanie i patrzę, co by tu zrobić po prostu. Mam jeszcze jakieś 30 lat przed sobą i zastanawiam się, co z tym zrobić. – No i...? Robert Więckiewicz: No i tak trochę mnie niesie, rzadziej sam tym steruję. Łatwiej mi mówić „nie”, niż coś inicjować.– Wcześniej był pan inny? Robert Więckiewicz: Wcześniej chciałem się wgryźć w życie, poczuć, że żyję. Dlatego wcześnie wyjechałem z domu, od rodziców, żeby poczuć, jak się dostaje w dupę, zawsze bardzo chciałem tak porządnie dostać w dupę. – Marzenie się spełniło? Robert Więckiewicz: Poniekąd tak, w Poznaniu po szkole aktorskiej były momenty trudne.– Że nie było co jeść? Robert Więckiewicz: Nawet tak, a to oczywiście było związane z pracą, bo jak się nie pracuje, to nie ma co jeść.– Ale dostać w dupę to znaczy też być upokorzonym? Robert Więckiewicz: To też się zdarzało, do tego stopnia, że myślałem o tym, żeby to wszystko rzucić. Miałem moment zwątpienia, kiedy siedziałem, zresztą u naszego wspólnego znajomego, w kawiarence Za Kulisami w Poznaniu i przeglądałem w poniedziałkowej „Wyborczej” dodatek „Praca”... – Zawody jakie? Robert Więckiewicz: Różne, głównie akwizycja. Rozprowadzanie japońskich aparatów fotograficznych... Też dlatego, żeby osiągnąć taki punkt dna, z którego jak się odbiję, to będę mógł powiedzieć, że zrobiłem to sam.– A największe upokorzenie, jakie pan przeżył? Robert Więckiewicz: To były porażki zawodowe.– Że nie głaskali po głowie czy że reżyser pana skopał? Robert Więckiewicz: Nie, sam miałem poczucie, że mogło być lepiej, ale było fatalnie z różnych powodów. Jestem Rakiem, a znajomi, którzy się na tym znają, mówią: Raki są bardzo wrażliwe.– Co pan z przyjemnością powtarza. Robert Więckiewicz: Tak. I nawet to w sobie znajduję. Boli mnie brak akceptacji. [Podczas autoryzacji bohater domagał się, żeby zaznaczyć, że się tu śmiał]. – Czy upragnionym dnem okazał się przyjazd do Warszawy, gdzie nic na pana nie czekało? Robert Więckiewicz: To było już drugie dno. Pierwszym był wyjazd z domu i chęć zrobienia czegoś innego niż pół mojej rodziny, czyli pozostanie w Nowej Rudzie i bycie górnikiem. Oczywiście wtedy nie zdawałem sobie sprawy z różnych pokus, które mogą się zamienić w zagrożenie. A te przenosiny do Warszawy to była kompletna partyzantka, tutaj rzeczywiście nikt na mnie nie czekał. A później miałem dużo szczęścia po prostu. Już nie miałem nic do stracenia w Poznaniu, więc to była jedyna właściwie słuszna decyzja. – W Warszawie już myśli o akwizycji nie było? Robert Więckiewicz: Nie. Najgorsze było dosyć jałowe pół roku, a później karta jakoś się odwróciła. Wtedy działałem pod wpływem impulsu. Na przykład przedstawienie „Shoping and Fucking” było takim impulsem, szansą zaistnienia tutaj. Rzuciłem się na głęboką wodę – i to poskutkowało. Dzisiaj jestem bardziej zachowawczy. – Bo? Robert Więckiewicz: Bo jestem starszy, bo przyzwyczaiłem się do poczucia bezpieczeństwa.– A co daje takie poczucie? Robert Więckiewicz: Zapewnienie sobie i rodzinie możliwości rozwoju. – Jest pan takim XXI-wiecznym konsumentem? Robert Więckiewicz: Mój telewizor kupiłem w lutym 1993 roku.– I targał go pan z Poznania do Warszawy? Robert Więckiewicz: Tak, to bardzo dobry telewizor, tylko że mały. Nie rzucam się, nie jestem gadżeciarzem.– Jakieś męskie kosmetyki? Robert Więckiewicz: Mydło Clinic do twarzy w tubie, Calvin Klein Man – to wszystko.– Serum opóźniające moment starzenia? Robert Więckiewicz: Ja już się nie wygładzę. Może parę rzeczy bym zmienił w swojej gębie, ale ona nie jest taka najgorsza. Właściwie to dzięki niej tak naprawdę jestem w tym miejscu.– Że brzydka taka? Robert Więckiewicz: Tak, że taka brzydka. Więc po co to wygładzać, przecież tutaj, gdzie mnie uderzył meteo-ryt, to już nic z tym nie zrobię.– Meteoryt? Robert Więckiewicz: Tak.– Jak pana uderzył? Robert Więckiewicz: To banalna historia, po prostu uderzył mnie meteoryt.– A skąd pan wie, że to był meteoryt? Robert Więckiewicz: Bo przyjechała komisja, zbadali kamień i okazało się, że jest pochodzenia kosmicznego.– Czyli zetknął się pan z kosmosem... Robert Więckiewicz: Więc jestem w jakimś sensie kosmitą...– To przydało panu siły i wiary w siebie? Robert Więckiewicz: Czułem się naprawdę jak He-Man, mimo że dwa tygodnie spędziłem w szpitalu. – A ile kobiet zmiękło na wieść o tym kosmicznym zderzeniu? Robert Więckiewicz: Opowiadałem to jednej kobiecie, lecz ona oczywiście w to nie uwierzyła. Ale z kobietami tak jest, że jak im się mówi prawdę, to one nie wierzą. Nie brałem nikogo „na meteoryt”. Mógłbym zostać posądzony o lekką fiksację.– Więc pańskim zdaniem jak najłatwiej zdobyć kobiety? Nie meteoryt, więc może dzieciństwo, kopalnia... Robert Więckiewicz: Nie czuję się tu specjalistą. Zazwyczaj jak już coś sobie układałem w głowie, to nigdy nie wychodziło, mimo że w gruncie rzeczy jestem odtwórcą, o wiele lepiej się czuję z tekstem już napisanym, który tylko przyswajam, niż gdybym miał coś sam wymyślić. W związku z tym zrezygnowałem z gotowych recept, bo one się nie sprawdzały. Zazwyczaj działa tak zwana dyspozycja dnia, jak to mówią nasi komentatorzy sportowi.– Grywał pan i śpiewał jako młody człowiek pieśni Leonarda Cohena. To działało zawsze, z tego, co pamiętam. Robert Więckiewicz: Ale to było, kiedy byłem jeszcze w wieku przedkonsumpcyjnym i traktowałem to bardzo uczciwie i czysto. – Co w tym wypadku oznacza uczciwość? Robert Więckiewicz: Jak już dla kogoś zagrałem, to po to, żeby zagrać. Raczej się popisać swoimi umiejętnościami, niż żeby ewentualnie z ich efektu korzystać. Później czasem byłem zaskakiwany, ale intencje były czyste... – Jednak czyniły szkody w organizmie kobiet. Robert Więckiewicz: Wtedy cieszyłem się, że mi wychodzi granie na gitarze i że mogę użyć swego aksamitnego głosu. – Chropawego, aksamitnego głosu. Robert Więckiewicz: Aksamit leciutko przetarty papierem ściernym.– Jest pan, albo chciałby być, takim mężczyzną, o którym napisał Leonard Cohen: „Słyszałem o mężczyźnie, który słowa wypowiada tak pięknie, że może mieć każdą kobietę, ledwo tylko wypowie jej imię. Jeżeli milczę, leżąc u twojego boku, to tylko dlatego, że słyszę jego kroki i chrząknięcia pod naszymi drzwiami”. Robert Więckiewicz: Nie, ja bardzo późno zorientowałem się, że to działa. A zorientowałem się w bardzo prosty sposób. Niektóre kobiety mówiły mi: ale ty masz głos! A wracając do różnych strategii i dyspozycji dnia, to czasami miałem taką dyspozycję dnia, że w ogóle się nie odzywałem, i to też działało. Nie odzywałem się, a później coś mówiłem, na przykład: dobrze. I wtedy to „dobrze” wybrzmiewało jak te chrząknięcia i kroki.– Ale w tym tekście Cohena jest też strach mężczyzny, który czeka, że pojawi się drugi, który właśnie nic nie musi robić, musi się tylko odezwać, fatum dla trwałych związków. Robert Więckiewicz: Tu nie o to chodzi chyba, bo to jest kwestia decyzji – jak się powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „b” i tyle. To jest proste.– Na tym polega monogamia? Robert Więckiewicz: Później jest „c” i później jest „d”. Jak się dojdzie do „ż”, to wtedy można się zastanawiać. – No bo „ż” – Żakowski – namysł. Robert Więckiewicz: A jak się skończy alfabet, jak się kończy konsekwencja, to wtedy się zaczyna kosmos. – Tak łatwo być monogamistą? Robert Więckiewicz: Wszędzie czyha pokusa, więc niełatwo, ale sprawia to przyjemność. – Monogamia to jest wybór, którego człowiek świadomie dokonuje, czy to się dzieje po prostu, że człowiek się staje monogamistą? Robert Więckiewicz: Musiałbym mówić o sobie, bo siebie znam najlepiej. Więc musiałbym mówić o swoim życiu, o swoich myślach, czego nie lubię, bo co ja mam powiedzieć...– Jak jest. Robert Więckiewicz: Myślę, że może to być spowodowane zasadami.– A monogamista ze strachu? Że się świat zbudowany z mozołem rozsypie... Robert Więckiewicz: Ale to chyba wynika z tych zasad. To jest problem, bo czy ten, który przestrzega zasad, jest odważny, czy też boi się i dlatego ich przestrzega? Można też przestrzegać zasad dla przekory, ponieważ większość ludzi ich nie przestrzega, i tak się wyróżnić. Można oczywiście wierzyć bardzo głęboko w te zasady i wtedy problem nie istnieje, ale do momentu, kiedy pojawia się zwątpienie, a ono zawsze się pojawia. Ja ciągle wątpię w jakiś sposób w siebie, właściwie w każdej dziedzinie życia. Zaraz, co to za jakaś szczera rozmowa... – A dlaczego nie ma taka być? Robert Więckiewicz: Nie umiem się przyzwyczaić do tego, że jestem w tym punkcie, w którym jestem, nie mówię tylko o sprawach zawodowych, że to wszystko się jakoś udaje, że nie mogę narzekać, że w miarę harmonijnie się toczy to moje życie. I skąd więc myśli, czy moje wybory i to, co robię, są właściwe, czy nie należałoby czasami zrobić inaczej... Czy to, że jest w miarę dobrze, wywołuje myśl o możliwej karze, katastrofie, bo przecież tak nie może być, że wszystko się udaje? To sięga znacznie głębiej, tam gdzie pojawia się pytanie: po co w ogóle się jest? – Po co jest Więckiewicz? Robert Więckiewicz: Najprościej byłoby odpowiedzieć, że po to, żeby był następny Więckiewicz. – Jakoś nie wierzę. Robert Więckiewicz: To też jest dobry powód. – Może tylko alibi? Robert Więckiewicz: Ale on już jest. Gdybym był aktorem nie w Warszawie, tylko w mniejszym mieście, i kompletnie nierozpoznawalnym, to też bym był aktorem.– A czy dzisiaj męczy pana jakaś tęsknota za czymś, co jest gdzie indziej? Robert Więckiewicz: Chyba już nie, ten moment minął, choć oczywiście istnieje potrzeba, żeby grać raczej w fajnych filmach i dobrych przedstawieniach niż w złych, bo to mi wypełnia życie.– Ta „fajność” to jest tylko materia scenariusza czy może też polegać, jak 25–30 lat temu, na zmienianiu rzeczywistości? Robert Więckiewicz: Nie wierzę w to, że można zmienić w jakiś sposób rzeczywistość rolą w filmie lub w teatrze. Nie mają już takiej siły oddziaływania jak w latach 70. czy 60. – Może to wasza wina, aktorów, że nie potraficie tak zagrać, żeby przykuć nas, wychłostać... Robert Więckiewicz: Decydujące jest to, czego dzisiaj chce publiczność, na co czeka.– A nie to, co wy byście chcieli jej dać? Robert Więckiewicz: Jest taki krąg ludzi, aktorów, którzy chcieliby dać to, o czym mówimy, czyli może w jakiś sposób zmieniać tę rzeczywistość, tylko nie mają narzędzi. Bo to, czego chce publiczność, jest banałem, gubieniem czasu. Publiczność chce mieć produkty do skonsumowania. A przy okazji skonsumować aktorów, ich ciąże i romanse – i to jest powód, dla którego chcę się schować, nie być w tym, co jest najłatwiejsze, co jest na wyciągnięcie ręki, co kosztuje złotówkę w kiosku i po którego zakupie pani Hela jest tysiąc razy lepiej poinformowana o życiu różnych osób publicznych niż ja, bo ja tego nie czytam, ja tego nie chcę. Nie chcę przykładać ręki do tego, co jest najłatwiejsze i co wygląda jak nieapetyczne nażeranie się bezsensownymi informacjami.– W wielu filmach grał pan postaci mroczne, brutalne, stosujące przemoc, pański bohater zabijał. Mam takie osobiste przekonanie, że strasznie łatwo – właściwie większość z nas by to potrafiła – taką granicę przemocy przekroczyć i zabić, uderzyć co najmniej. Czy grając, myślał pan: ja też bym tak potrafił, mógł? Robert Więckiewicz: Nie, mnie to przychodzi o tyle łatwo, że ja w normalnym życiu jestem człowiekiem spokojnym. Trzeba by cofnąć się do młodości, kiedy byłem rozrabiaką...– Bił się pan wtedy często? Robert Więckiewicz: Tak i lubiłem to, miałem takie poczucie, że jestem silniejszy. Lubiłem tak zwany posłuch, świadomość, że ty mi nie zagrażasz i o tym wiesz. – To wymaga stosowania przemocy. Robert Więckiewicz: Oczywiście, że wymagało, więc ja to musiałem sobie wywalczyć, o czym świadczy też moja twarz poniekąd. Lubiłem się bić. – Co jest w tym przyjemnego? Robert Więckiewicz: Wygrywanie.– A czy były takie momenty, w których już pan przeciwnika pokonał, ale nie przestawał go bić? Robert Więckiewicz: Nie! Biłem się do 18. roku życia, później to wyparowało, poszedłem dalej. Zwykle kończyło się to jednym albo dwoma konkretnymi strzałami i to mi wystarczało.– Pytam o to, czy dotknął pan takiej mrocznej części samego siebie, kiedy bije się innego w jakimś ciemnym amoku, nie przestając. Robert Więckiewicz: Nie, nigdy nikogo nie skatowałem, nie czerpałem z tego zwierzęcej satysfakcji. To były sytuacje ustawiające status bądź sytuacje podyktowane samoobroną. Ale wiem, o co pan pyta... Może dlatego opowiedziałem tę historię, ponieważ później odpłynął ten rodzaj agresji czy predyspozycji do agresji, przestał we mnie dominować. Zamienił się w coś przeciwnego – poszukiwanie spokoju i harmonii. Oczywiście teraz łatwiej mi grać postaci stosujące przemoc, bo wiem, jak kogoś uderzyć w sensie technicznym. Znajdowanie takich emocji, potrzebnych do roli, też przychodzi mi łatwiej, bo już dotknąłem tego wcześniej. Natomiast grając drani, nie mam potrzeby, żeby odblokowywać w sobie jakąś mroczną stronę. Mam ją w sobie, potrafię ją zidentyfikować, ale nie ma potrzeby, żeby w sensie zawodowym z tego korzystać. – Jakie to są mroczne strony? Robert Więckiewicz: Po co mam to wywalać?– One i tak są. Robert Więckiewicz: To jest tak, jak pan powiedział, że każdy ma w sobie pierwiastek mordercy, więc ja pewnie też mam w sobie coś takiego.– Ma pan w sobie taki strach, że może zabić? Robert Więckiewicz: Chyba nie. Ale funkcjonuje taki mit mężczyzny silnego, macho, który nie odpuszcza. Jak idę ulicą i idzie dwóch naprzeciwko, to on natychmiast budzi się we mnie i od razu sobie wyświetlam film, co by się działo, gdybym mu uległ, i to powoduje, że idę prosto. Więc boję się i się nie boję. Ten mężczyzna we mnie, ten atawizm nie pozwala mi zejść z drogi, ale jednocześnie boję się, że mogę nie ogarnąć sytuacji.– Grając tak zwanych złych ludzi, myślał pan o nich: nieszczęśni ludzie czy raczej potwory do eliminacji? Robert Więckiewicz: Mnie interesowało raczej to, co tam u nich było pod spodem, nie efekty ich działalności. Dlaczego ktoś mógł się rano żegnać z dzieckiem, przytulając je, całując w policzek, mówić do żony: pa, kochanie, wychodzić i strzelać ludziom w kolana. To mnie interesowało, tego rodzaju schizofrenia. – Może tak właśnie jesteśmy zbudowani, tylko niektórzy z nas wprost to realizują. Robert Więckiewicz: Wiele na to wskazuje, że chodzi tylko o to, czy mamy wędzidło, które jesteśmy w stanie sobie nałożyć. Jeśli go nie ma, to się to kończy. Tak jak bohaterowie tych filmów.– Jest pan zwolennikiem kary śmierci? Robert Więckiewicz: Nie jestem. – Zemsta nie załatwia sprawy? Robert Więckiewicz: Kara śmierci nie jest karą. A kara powinna być czymś, co jesteśmy w stanie odczuć. Zabicie człowieka nie jest karą, nawet najgorszego człowieka. To jest tylko rodzaj jakiegoś okrutnego zadośćuczynienia, oczywiście kiedy to działa państwo, bo kiedy oni sami się zabijają, jeśli ktoś się mści, jeśli ktoś dokonuje wendety, to jego problem. Robi to na własny rachunek.– Pan dałby sobie radę w więzieniu czy boi się pan takiej perspektywy? Robert Więckiewicz: To jest jeden z moich najgorszych snów – że kiedyś kogoś zabiłem i zakopałem, a oni coś tam budują i odkopują.– Mam to samo, tylko ja w tym śnie jestem mordercą seryjnym, odkopują wiele ciał. Robert Więckiewicz: Ja mam jedną ofiarę i to jest bardzo precyzyjne zlokalizowane miejsce. Ten sen się powtarza i jest przerażający, dlatego że ja sobie wtedy uświadamiam, że teraz pójdę do więzienia. I co teraz się stanie z tym wszystkim, co jest? A kolejny przerażający sen jest o tym, że już jestem w tym więzieniu i tu muszę się posłużyć „dyspozycją dnia”, zależnie od okoliczności, wymiaru kary, z kim siedzę i gdzie. Myślę, że starałbym się raczej być spokojny, ale może okoliczności zmusiłyby mnie do tego, żeby się stać kimś innym.– Sen o tym, że odkrywają ciało pańskiej ofiary, może świadczyć o tym, że jest w panu morderca i boi się pan tego. Robert Więckiewicz: Tak, nie ma co tutaj ukrywać, oczywiście w tym sensie, w jakim sobie to powie-dzieliśmy.– Jak długo po przebudzeniu nie jest pan do końca pewien, czy rzeczywiście nie zabił? Robert Więckiewicz: Natychmiast się z tego otrząsam. Gorzej, gdy zdarzy mi się sen w śnie, to znaczy, że w śnie już się niby obudziłem, a to ciągle jeszcze jest sen i sobie uświadamiam, że jednak to nie był sen. Wtedy dramat, to już są poty, drę się. I dopiero kiedy widzę żaluzje, uspokajam Piotr Najsztub "Przekrój" 07/2009 1/6 Copyright @ONS 1/6 Robert Więckiewicz nie ma urody amanta, ale to dzięki temu jego aktorstwo jest w pełni widoczne i doceniane. Swoimi filmami udowadnia, że wygląd nie jest najważniejszy, by grać wielkie role. Dzisiaj kończy 49 lat, a my przypominamy, co o swojej młodości, wyglądzie i powodzeniu u kobiet mówił VIVIE! – Twoi koledzy ze studiów są zgodni co do tego, że korzystałeś z życia... Robert Więckiewicz: No tak, rozumiem, że opowiedzieli ci o moim życiu hulaki i birbanta... A co mieli powiedzieć? Tak było. – Mówili coś jeszcze. Podobno roztaczałeś taki urok, że kobiety kochały się w Tobie do nieprzytomności... Robert Więckiewicz: To już może lekka przesada... Ale coś w tym jest, choć ja sam nieraz się dziwiłem, jak mi się to udaje. Przecież nie jestem klasycznym przystojniaczkiem. Nie bez powodu zwykle grywam zbirów. Myślę, że to był syndrom „pięknej i bestii”. No bo dlaczego piękne kobiety ulegają brzydkim facetom? – Dlaczego? Robert Więckiewicz: Może silny, brzydki facet to jest jakaś konkretna propozycja? Trzeba się jakoś do tego odnieść, nie można przejść ot tak, obok. Takiego faceta nie traktuje się jak chipsa do schrupania, tylko raczej jako wyzwanie... – Jedna z Twoich koleżanek ze studiów powiedziała mi tak: „No to co, że nie był klasycznie przystojny? Kochana, zamknij oczy i posłuchaj tej boskiej pociągającej nonszalancji w jego głosie...” Robert Więckiewicz: Cha, cha! Głos mam taki w wyniku wcześniej przebytej mutacji, a także na skutek wielu gryp i spożywania pewnych napojów w konkretnych ilościach. Polecamy: "Są gwiazdy i genialni aktorzy. On należy do tych drugich". Kariera Roberta Więckiewicza 2/6 Copyright @ONS 2/6 – Czy prawdą jest, że Twoje życie dzieli się na dwa etapy – sprzed poznania żony i po?Robert Więckiewicz: Trudno w wieku czterdziestu lat zachowywać się tak, jakby się miało dwadzieścia. Oczywiście dokonała się we mnie pewna zmiana. Nasze spotkanie zeszło się w czasie z moim dojrzewaniem. To było siedem lat temu, ja byłem już po trzydziestce i uznałem, że wystarczy tego lekkiego i hulaszczego życia, że chciałbym poznać coś innego. Przyszedł po prostu właściwy moment. Moment wyhamowania. Wcześniej nie byłem na to gotowy. – Albo niewłaściwe kobiety spotykałeś. Robert Więckiewicz: Być może. A ona była właściwą kobietą we właściwym czasie. – Ale jeden z Twoich kolegów powiedział mi tak: „Więcol niby taki spokojniejszy ostatnio, ustatkował się, ale w piecu jeszcze nie wygasił”. Robert Więckiewicz: Nie wiem, co miał na myśli. Może to, że ciągle pielęgnuję „błysk w oku”. – Tak? A można wiedzieć, jak się pielęgnuje błysk w oku? Robert Więckiewicz: Tajemnica (śmiech). Porozmawiajmy może jednak o moim życiu zawodowym. Polecam: Robert Więckiewicz: "rozpustny, rodzinny, przyjaciel"? Czy pierwszy twardziel polskiego kina? 3/6 Copyright @ONS 3/6 – Po szkole od razu wyjechałeś do teatru w Poznaniu. Podobno byłeś gwiazdą...Robert Więckiewicz: Gwiazdą? To była po prostu praca. Zresztą świetna, wiele się wtedy nauczyłem. Byłem w Poznaniu pięć lat. Ale z każdym kolejnym sezonem czułem, że jestem odcięty od tego, o czym tak naprawdę marzę – od filmów. – Zawodowo chyba czułeś się spełniony. Teatr to dla aktora artystyczny raj... Robert Więckiewicz: Ale jeszcze trzeba z czegoś żyć. Zmęczenie zeszło się z faktem, że dyrektor teatru postanowił mnie wyrzucić. Pomógł mi więc podjąć decyzję, by przenieść się do stolicy. – W stolicy ktoś na Ciebie czekał? Robert Więckiewicz: Tu raczej nikt na nikogo nie czeka. Byłem panem Nikt. Znałem kilka osób, niezbyt blisko. Na szczęście reżyser Paweł Łysak, z którym pracowałem jeszcze w Poznaniu, przywitał mnie słowami: „Robercik, będzie dobrze, coś wymyślimy”. No i niedługo potem zagrałem jedną z głównych ról w przedstawieniu „Shopping and Fucking” Marka Ravenhilla w reżyserii Łysaka. – To było głośne przedstawienie... Robert Więckiewicz: I kilka ważnych osób przyszło je obejrzeć. Rezonans w mediach był duży, choć raczej negatywny (śmiech). To był dopiero początek brutalnego neorealizmu w teatrze... – Tak, a Ty, całkowicie wbrew warunkom, zagrałeś agresywnego geja... Robert Więckiewicz: No właśnie, i wcale nie z mafii (śmiech). Rola w tym przedstawieniu zaowocowała propozycją pracy w teatrze Rozmaitości. A tam z kolei wypatrzyli mnie Andrzej Saramonowicz z Tomkiem Koneckim. Zagrałem u nich w „Pół serio”, a potem w „Ciele”. I to był prawdziwy początek mojej przygody z kinem. Polecamy: "Są gwiazdy i genialni aktorzy. On należy do tych drugich". Kariera Roberta Więckiewicza 4/6 Copyright @ONS 4/6 – Na którym etapie pojawił się Juliusz Machulski?Robert Więckiewicz: Juliusz Machulski zobaczył mnie w „Pół serio” i dał mi małą rolę w filmie „Pieniądze to nie wszystko”. Potem przyglądał mi się przez parę lat. Zanim obsadził mnie w głównej roli w „Vinci”, zagrałem u niego epizody w „Superprodukcji” i w Teatrze Telewizji „19. południk”. – Mówisz: „Przyglądał mi się przez parę lat...” W czasie powoli płynących lat można chyba sfrustrować się w tym zawodzie... Robert Więckiewicz: Ale ja nie czekałem na gwiazdkę z nieba. Gdybym czekał, zwariowałbym. Nie siedziałem i nie zaklinałem losu, po prostu żyłem i starałem się pracować. Nie krzyczałem: „Dajcie mi szansę!” Trzeba przyznać, że miałem dużo szczęścia. I nawet czasem myślę, że wcale nie zasługuję na to, co się dzieje w moim życiu. Że powinienem się jeszcze wiele nauczyć. – Chcesz powiedzieć, że znasz słowo „pokora”? Robert Więckiewicz: Pokora jest niezbędna w tym zawodzie. Oczywiście podnoszę sobie poprzeczkę, mając nadzieję, że za każdym razem o ten centymetr wyżej skoczę. Ale mam też świadomość, że mogę ją kiedyś strącić i trzeba będzie skakać od nowa. Na szczęście mam też przestrzeń całkowicie niezwiązaną z pracą, czyli normalne życie. Polecamy: „Czuję się rakiem na bezrybiu”. Mistrz komedii Juliusz Machulski kończy 61 lat. Który jego film lubicie najbardziej? 5/6 Copyright @ONS 5/6 – A przestrzeń pod tytułem przyjaźń? Zapytałam o Ciebie Borysa Szyca. Określił Cię trzema słowami: „rodzinny, rozpustny, przyjaciel”.Robert Więckiewicz: No to przynajmniej to „rozpustny” mamy już omówione (śmiech). Rodzinny jestem, prawda. Uwielbiam spędzać czas z rodziną. A przyjaźń... Całe życie przenosiłem się z miejsca na miejsce. Z rodzinnej Nowej Rudy wyjechałem do szkoły do Legnicy, potem studiowałem we Wrocławiu, pracowałem w Poznaniu... Wszędzie tam zawierałem przyjaźnie, niektóre z nich przetrwały. Od ośmiu lat jestem w Warszawie. Jest grono osób, z którymi się spotykam, między innymi z Borysem. – Dbasz o te przyjaźnie? Dzwonisz? Umawiasz się? Robert Więckiewicz: Tak, choć nie zawsze czas na to pozwala. Z Borysem mieliśmy łatwiej, bo przez pół roku chodziliśmy razem na siłownię, przygotowując się do zdjęć w filmie o jednostce specjalnej GROM. Od tamtej pory rozmawiamy o wszystkim. To zabawne, widzę w nim siebie z czasów, kiedy miałem 27 lat. Choć może trudno w to uwierzyć, Borys jest jednak bardziej ułożony niż ja wtedy. Polecamy: "Są gwiazdy i genialni aktorzy. On należy do tych drugich". Kariera Roberta Więckiewicza 6/6 Copyright @ONS 6/6 – Zanim zacząłeś wieść owo „intensywne” życie, byłeś chłopcem z górniczej rodziny... Bez tradycji aktorskich. Skąd się wzięło u Ciebie to aktorstwo?Robert Więckiewicz: Zawsze ciągnęło mnie do wielkiego świata (śmiech). Ważne jest to, że moi rodzice wierzyli we mnie i jakoś niezwykle spokojnie przyjęli mój pomysł zdawania do szkoły teatralnej. Zawsze mieliśmy partnerskie relacje. Nie wychowywałem się w patriarchalnym domu, gdzie ojciec siedział gdzieś na wysokościach, a ja powinienem go zabić, żeby udowodnić, że jestem mężczyzną. Rodzice zawsze stali za mną murem i dawali poczucie wartości. – To widać... Jesteś ilustracją tezy, że jak się pozwoli dziecku uwierzyć, że da sobie radę ze wszystkim, to tak będzie. Robert Więckiewicz: Zastanawiałem się, skąd we mnie to przekonanie, że wszystko się uda. Tu inspiracją mógł być mój stryj, który jako pierwszy z rodziny wypłynął na szersze wody. Studiował w Warszawie dziennikarstwo. Będąc dzieckiem, byłem w niego totalnie wpatrzony. Pokazał mi, że krok z Nowej Rudy do Warszawy nie jest aż tak duży, że można go zrobić, skoro jemu się to udało. – Przekazywał Ci życiowe mądrości? Robert Więckiewicz: Raczej służył przykładem. Ale pamiętam, jak mówił, że trzeba nad sobą przez całe życie pracować. Że to naprawdę przynosi efekty. I że zawsze warto próbować czegoś więcej, niż wydaje się, że można. Trzeba podejmować wyzwania. Jeśli zwykle chodzi się główną ulicą, to warto czasem wejść w boczną i zobaczyć, co tam jest, nie bać się tego... Najwyżej dostanie się w łeb. – Wchodziłeś w życiu w te boczne uliczki? Robert Więckiewicz: Tak. Byłem ciekaw, co tam jest i jak ja na to zareaguję. Można się wtedy wiele o sobie dowiedzieć. – Opowiadasz synowi o tych bocznych uliczkach? Robert Więckiewicz: Mój syn ma dopiero cztery i pół roku i na razie go rozpieszczam. Ma czas na „boczne uliczki”, życiowe prawdy i kształtowanie charakteru. Ale kiedyś z pewnością wytłumaczę mu, co i jak. Rozmawiała: Agnieszka Prokopowicz Polecam: Robert Więckiewicz: "rozpustny, rodzinny, przyjaciel"? Czy pierwszy twardziel polskiego kina? @ Najlepsze Promocje i Wyprzedaże REKLAMA Galeria Wideo Akcje Polecamy Bieżący numer JULIA WIENIAWA o magii sceny, dorastaniu na oczach widzów, manii kontroli i miłości. ADRIANNA BIEDRZYŃSKA i MICHALINA ROBAKIEWICZ – Matka i córka opowiadają, jak gra się im na jednej scenie i nosi... te same ubrania. JERZY SKOLIMOWSKI: Artysta wszechstronny – reżyser, scenarzysta, poeta i malarz, w szczerej rozmowie o życiowej rewolucji. W cyklu Kobiety ikony – co się dzieje z… SOPHIA LOREN, bogini kina, zjawiskowa piękność, która na swoje miejsce na Ziemi wybrała Rzym zamiast Hollywood. W cyklu Podróże – gdzie jeżdżą gwiazdy: Greckie wyspy. Tu odpoczywają JOANNA PRZETAKIEWICZ, ANNA PUŚLECKA i RITA ORA. Sztuka gotowania JOANNY BRODZIK.

z tymi co się znają więckiewicz